czwartek, 9 lipca 2015

54. One Bad Joke


20 komentarzy = nowy rozdział.
i przepraszająca notka na dole.

***

Moje oczy powiększyły się.-Co?-wrzasnęłam. Ten dzieciak mówi poważnie?
-Nie twój prawdziwy, po prostu wymyśl inny. Wiem, że zamierza zadać Ci to pytanie i iść na mnie z tą głupią czerwoną farbą, więc spraw, żeby to było przekonujące.

Na moment tylko się w niego wpatrywałam. -Ale czemu- -zaczęłam, ale wtedy drzwi się otworzyły.

-Spiskujecie już za moimi plecami? Tut Tut* dzieci... Jestem pewny, że mamusia Cię tak nie wychowała. - Cole trzasnął drzwiami dla dodatkowego efektu.-Więc, panienki, o czym rozmawialiśmy? -oparł się o stół, wpatrując się w nas, ale jedyną odpowiedź, którą dostał było przewrócenie oczami Jasona.
-Dzielisz się mózgiem z resztą klasy? - podniósł brew i kiwnął jego głową w kierunku drzwi

Zmarszczyłam swoje brwi w zmieszaniu, kiedy on tylko uśmiechnął się z wyższością w odpowiedzi.

-Mam tu 3 uciekinierów.-podszedł do drzwi.-Byli nieco zbyt rozbrykani, jak na mój gust, ale żadna dawka uspokajająca nie mogła nic z tym zrobić.

Otrzepał się, łapiąc za uchwyt. -poznajcie, -przeczyścił swoje gardło całkiem widowiskowo, jak telewizyjny gospodarz.

Otworzył drzwi wolno i doszedł do małej luki.
-Tyler! - wlókł go.
-Maria! - ją rzucił, ze względu, że była o wiele lżejsza.
-I...... ta zadziorna młoda kobieta, która myślała, dwa razy, że może uciec. Chyba miała na imię Vanessa.....-rozmyślał, pocierając ręką nad jego brodą, przed dołączeniem jej do reszty.

-Słodka.... ona osobliwie jest podobna do Twojej zaginionej kuzynki Amelie. Jesteś pewna, że one nie są zaginionymi bliźniaczkami? -postrzelił mnie wzrokiem, kiedy poczułam, jak łzy napełniły brzegi moich oczu, przywracając wspomnienia.

Przejrzałam dziewczynę i niemal mogłam dostrzec jej jasnobrązową skórę i kręcone, ciemne, brązowe włosy.

Miał rację; wyglądała prawie dokładnie, jak Amelie, aż do rysów twarzy i struktury kości. Jedyna różnica była taka, że Amelie miała proste włosy.

Zawsze będę pamiętać fakt, że miałyśmy w ten sam dzień urodziny. Za około tydzień kończę 18 lat; gdyby żyła, świętowałybyśmy razem, jak zawsze.

To wszystko zdarzyło się około 2 lata temu. Amelie i ja miałyśmy tylko 15 lat. Cały czas myślę, że to mogłam być ja.

Mogłam zostawić wygodę ciepłego samochodu, sama pójść i brnąć przez śnieg w poszukiwaniu pomocy.

Zdecydowałyśmy się na rzut monetą, wybrałam orła, a ona reszkę. Niestety dla niej, wypadła reszka i musiała pójść. Nigdy nie widziałam jej ponownie.

Cóż, nie do czasu, gdy około 9 miesięcy później... przy Spring Valley Hospital. Nie powiedziała mi kto to zrobił...., kto ją skrzywdził. Ale powiedziała mi co się stało, każdy szczegół.

Nie mogłam nawet uwierzyć jakiemuś z słów, które wychodziły z jej ust. Byłam wstrząśnięta, a przez większą część, obrzydzona. Jak osoba, jak człowiek żyjący na tej planecie mógł upaść tak nisko.

Błagałam ją, by powiedziała kto to zrobił, ale odmówiła. Ile razy postarałabym się z niej to wyciągnąć, rozglądała się nerwowo, jakby ktoś nas obserwował.

Wciąż pamiętam noc, kiedy została znaleziona. Do naszej rodziny zadzwonił telefon, że była, jak to określili, "bezpieczna".

Wszyscy popędziliśmy do samochodu, natychmiast uruchamiając silnik. Pędziliśmy w dół drogi, nie zwracając uwagi na ograniczenie prędkości. Moja matka była tak zdesperowana, by ją zobaczyć, że przejechała 5 czerwonych świateł.

Trzymałam w ramionach Danny'ego, ponieważ byliśmy w takim pośpiechu, że nie było czasu przypiąć go do fotelika.
 

Samochód szarpnął, zatrzymując się i dosłownie rzuciłam Danny'ego na mamę i pobiegłam tam.

Przedzieram się przez drzwi, zmuszając się do nagłego zatrzymania się, bo niemal uderzyłam w blat recepcji.

-Amelie Emerson, -dyszałam, bez tchu.

-Tylko rodzina może..-
 

-Jestem Rodziną! -wykrzyknęłam, przerywając.

Spojrzała w górę na mnie przez swoje szklane oprawki, zszokowana.-Proszę nie używać takiego tonu młoda damo, a teraz kim jesteś dla Panny Emerson, -domagała się w srogo w nadzorującym tonie.

Moja matka dawała sobie jakoś radę z wejściem z Dannym na jednym ramieniu, jej torbą na drugim i telefonem przy uchu.

Pani za biurkiem przeczyściła gardło, przywołując mnie rzeczywistości.- Jestem jej kuzynką-mówię.

Spuściła wzrok na swoje notatki i potrząsnęła głową.- Przepraszam, ale jedynie najbliższa rodzina mają zezwolenie na odwiedzenie jej w tym momencie, taka jak matka, ojciec, brat, sios- -napoczęła, ale znowu jej przerwałam.


-Ale jej rodziców nie ma w kraju, będą dopiero w przyszłym tygodniu! - krzyczałam.
 

Biorąc głęboki wdech, kontynuowałam.- Ona nie ma jakiegokolwiek rodzeństwa. Jedyni blisko rodziny jesteśmy my! -powiedziałam, kiwając na moją mamę i Danny'ego, którzy podeszli do biurka.

-Proszę powiedzieć mi gdzie jest pokój -żebrałam. Recepcjonistka poprawiła się na krześle, a wtedy wypuściła długo wstrzymywany oddech.
 

-Pokój 303 na poziomie 4, ale Ty nie, powtarzam, nie słyszałaś tego ode mnie, -wygadała.
 

-Dziękuję! - wykrzyczałam, biegnąc dalej.
 

-Czekaj! Wejść może tylko 2- ale to było już za późno, bo weszłam do windy.
 

Dalej, dalej, dalej... Mówiłam do siebie w kółko, kiedy winda wiozła mnie w górę. W końcu się zatrzymała, a ja wyparowałam na zewnątrz.

300? 301? 302? 303! Zatrzymałam się przed jej drzwiami i zapukałam, delikatnie pchając drzwi, żeby się otworzyły.

Zrobiłam gwałtowny wdech, moje szczęka niemal uderzyła o podłogę przez widok na dziewczynę, która leżała przede mną.

Jej głowa podniosła się w kierunku otworzonych drzwi, jednak gdy zobaczyła, że to ja jej oczy zaświeciły się na chwilę, a ona sama wydawała się uspokoić.


Nie mogłam dużo jej zobaczyć w związku z tym, że była opatulona całą szpitalną kołdrą.
 

Jednak mogłam zobaczyć jej twarz i ramiona. Były pokryte cięciami i siniakami, tak dużymi, że byłam zaskoczona, że robili cokolwiek, ale nie amputowali jej całego ramienia.
 

Jej twarz została pozbawiona swojego naturalnego koloru, jej kości policzkowe mocno się uwydatniły, tak jakby nie jadła, tak jak należy miesiącami...i prawdopodobnie tak było, pomyślałam gniewnie -to było oczywiste że była pozbawiona prostych rzeczy, jak jedzenie lub woda.

Kroplówka została przymocowana do nadgarstka i była awaryjna maszyna leżąca obok jej łóżka, która pompowały tlen do niej, kiedy spała, w przypadku najgorszego, kiedy przestałaby oddychać podczas snu.

Kto mógł zrobić jej taką okropną rzecz. Potrząsnęłam swoją głową, powstrzymując łzy, to wszystko była moja wina. Może gdybyśmy wyszły razem, to by się nie zdarzyło. 


Wyrzuciłam myśli ze swojej głowy, teraz to nie był odpowiedni czas na wspominanie zmarłej osoby, jednak gdybym kiedykolwiek dowiedziała się kto zrobił jej te okropne rzeczy, zabiłabym ich na miejscu.

Zaciskam swoje zęby, piorunując wzrokiem Cole, przysięgam jeśli on...

-Whoa, Whoa, uspokój się naleśniczku, to nie byłem ja! -wysłał mi spojrzenie udawanego oburzenia, że nawet byłam blisko sugerowania takiej rzeczy.

-Nie mam nic przeciwko niej -mamrotał pod swoim oddechem.

Moje oczy przeciągnęły po figurach na podłodze. Wszystkie trzy były nieprzytomne i zakneblowane.

Dziwnie znajomy zapach został ulatniał się z tamtego pokoju, zmarszczyłam swój nos, próbując przypomnieć sobie, gdzie wpadłam na niego wcześniej.

-Chloroform*, kochanie, obudzą się, kiedy będę chciał. -Cole mówił, potwierdzając moje myśli.

Zauważyłam, że przez cały ten czas Jason był dziwnie cichy. Jakby był zatopiony w myślach o czymś.

-Co jest McCann? Zazwyczaj powinna być jakaś sarkastyczna uwaga wychodząca z twoich ust po tej sytuacji  -Cole uśmiechnął się szyderczo tryumfalnie.

-Jestem w trakcie zastanawiania się, co na chuja, było w tym twoim małym mózgu, kiedy zabierałeś tu tych słabiaków. Oni nie są tu potrzebni i szczerze nie obchodzi mnie, czy oni żyją, czy umierają.

Kiwnął głową w kierunku niczego nieświadomych figur, kiedy kontynuował mówienie.

-Mówię poważnie... mamy faceta, który podrywał moją dziewczynę i dwukrotnie nas wydał...  Maria, której celem jest życie i tak umrze, po prostu zrobisz jej przysługę...i jakaś laska, której nawet nie znam -zakończył, wzruszając nonszalancko ramionami.

-Zawsze byłeś niewdzięcznikiem, nie? -Cole stwierdził, wzdychając dramatycznie.

-Ci słabiacy pomyśleli, że mogą uciec z azylu, ratując twoją dupę.... zgaduję, że to Tyler zdał sobie sprawę, że się mu przeszkodzę. Zrobili jednak dobrą robotę. Gdybym był na twojej pozycji, przynajmniej dałbym im ciasteczko dla spróbowania.

Cole podniósł rękę do jego serca w udawanym współczuciu, przed prychnięciem głośno i pokręceniu głową.

-Jesteś tak przezabawny...-Jason stwierdził jednostajnie.

-Wiesz, masz szczęście, że mam poczucie humoru, bo już dawno byś nie żył! -Cole zaripostował.

-Oh, proszę, potrzebujesz nas. Jeśli byś nas zabił, nigdy znajdziesz mojej matki -wtrącam, uśmiechając się z wyższością.

-Nie pochlebiaj sobie kochanie, gdybym naprawdę chciał, wytropiłbym ich miesiące temu! -warknął w odpowiedzi.


-Wiec na chuja my tu jesteśmy?!-Jason wyciął w wykrzykiwaniu.

-Mała rzecz zwana zbrodnią i karą. To była ta suka... -napoczął, wskazując na mnie- … to powstrzymało moją matkę od przyjęcia mnie znowu do rodziny. Gdyby nie miała tego całego, nowego życia, wtedy zostałbym PRZYWITANY Z OTWARTYMI RĘKA- "

-TO JEST TO CO MYŚLISZ? -wykrzyczałam, odcinając go.

-To jest to, co twój doprowadzony do obłędu, mały umysł myśli? Nie cierpię tego mówić, ale prawda jest taka, że to nie liczy się, czy ma dzieci, czy nie. Jej odpowiedź dla Ciebie byłaby taka sama, tak czy owak ty idioto! -krzyczałam.

-To ostatnie źdźbło.. -wymamrotał, ostrzegając mnie. Zatrzymał się, tak szybko jak zaczął iść.

Stanął tam, wpatrując się w stół. Jego lewe oko zaczęło drgać, walczył by się kontrolować.

-Farba... -wymamrotał pod swoim oddechem.

Od razu spojrzałam na Jasona, krzyżując razem z nim wzrok, obydwoje wiedzieliśmy dokładnie o czym mówił.

Cole zaśmiał się gorzko. -Naprawdę myśleliście, że nie zauważę czegoś tak maleńkiego, jak to?

Brzmienie jego głosu wolno wzrastało, kiedy znajdował się coraz bliżej stołu.

-Widzicie, czerwona farba jest zawsze po lewej. Więc dlaczego te dwie puszki pozornie zmieniły miejsca? - stał sztywno, oskarżając nas.

-Teraz moglibyśmy przejść przez cały szwindel mówienia, że położyłem je w niewłaściwym miejscu. Ale wiecie, dopłacę uwagę do szczegółu....zatem chyba magia naprawdę istnieje, czyli urosły im nogi i postanowiły zamienić się miejscami..... moim następnym przypuszczeniem jest....., że ktoś je przeniósł.

Jeden kącik jego warg wywinął się w górę, kiedy przyglądał się nam ze spojrzeniem i powiedział. -dobra próba- i wrócił do swojego miejsca na środku pokoju.

-Czyli ktoś uciekł.-odwrócił się by teraz na mnie spojrzeć i iść w moim kierunku.

Nikt z nas nie powiedział ani słowa ...  dlatego, że po prostu nie było odpowiedzi.

Wzdrygnęłam się, ponieważ położył swoją rękę na moim ramieniu, podkradł się niepostrzeżenie do mnie, naprawdę cicho, nawet nie zauważyłam, kiedy był już obok mnie, byłam całkowicie w moim własnym, małym świecie.
 

-Stawiam na ciebie -szepnął. Na moment popatrzył prawie rozśmieszony, ale jego wyraz twarzy szybko się zmienił.

Wybuchłam śmiechem.- Oh, uwielbiam to, jak bardzo we mnie wierzysz -ucichłam, trzęsąc głową.
 

Chwycił mnie za brodę, zmuszając do popatrzenia na niego. Tylko przewróciłam oczami.

-Nie kręć na mnie oczami. - wypluł.

-Właśnie to zrobiłam.-wysyczałam, piorunując go wzrokiem.

Skrzywiłam się, ponieważ wbił swoje paznokcie w moją i tak już posiniaczoną brodę. Usłyszałam niewielkie skrzypienie i popatrzyłam nad jego ramieniem, zobaczyłam, że Jason właśnie odkręcił wolno swoje stalowe mankiety.

Szybko zmieniłam kierunek wzroku,bo nie chciałam, żeby Cole zobaczył, co właśnie się za nim działo.


Czy Twoja matka nie nauczyła Cię, żeby obcinać paznokcie? Ojej zapomniałam...- ze strachem patrzyłam na niego, udając zadowolenie....ale to była jedyna droga, żeby cały czas trzymać jego uwagę na mnie....to działało.
 

Ucisk na mojej brodzie zacisnął się tak bardzo, że jego paznokcie prawie cięły moją skórę, a jego oczy pociemniały.

Przełknęłam; może jednak za daleko poszłam.

Przypomnij Jazlyn, co stało się z Amelie … Czemu nie powiesz, że to przez Ciebie została porwana.

Zastygłam przy jego słowach, czułam, jak mój brzuch zasysa wnętrzności, kiedy wróciłam do przeszłości, przeszłości, o której tak bardzo chciałam zapomnieć.

 
-Popatrz tam na Vanessę..... Ona wygląda dokładnie tak jak Amelie, prawda? przywieszę ją obok ciebie, żeby przypominała Ci jaką obrzydliwą osobą jesteś. Nie jesteś żadną świętoszką Jazlyn. Gdziekolwiek się nie pójdzie, ktoś źle kończy. Dotąd wykręciłaś się z każdej małej rzeczy. Ktoś inny zawsze kończył upadkiem za Ciebie. Zgaduję, że nie masz, tak dużo szczęścia tym razem.

Spojrzał najpierw na Vanessę i z powrotem na mnie.
 

-Wszystko ma swoje konsekwencje. Twoja rodzina ma pewną historię...jest w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie.... i niefortunne rzeczy zdarzają się z tego powodu. Ale patrz na ciebie! Nawet gdy coś złego się zdarza, głupi facet kończy zakochaniem się w tobie. Wzruszające, -wykpił, marszcząc nos z obrzydzeniem.

-O co Ci chodzi? -zagrałam na zwłokę, przyglądając się Jasonowi. O Boże, jego jedno ramię utknęło.
 

Inna sprawa, że to moja wina.

Popatrzyłam na niego bezsilnie i miałam nadzieję, że mój wyraz twarzy wygląda przepraszająco.

Nie mogę zrobić niczego dobrze. Moje życie to jeden, zły żart.

Głos Cole'a obudził mnie ze swoich myśli.- Chodzi mi o to kochanie; lepiej zacznij się modlić... bo twoje szczęście właśnie się skończyło.


***
Cześć po długiej przerwie. Sprawa jest jasna; wczoraj dopiero zaczęłam wakacje; papierkowa robota nie jest fajna. Witam was ponownie w ciągłym cyklu - dodajemy rozdział za komentarze.:) Dlatego komentujcie. Wiem, że powinnam dostać parę razy cegłą w twarzy, ale - jak pewnie już wiecie - nie umiem być regularna i nie umiem gospodarować czasem. ALE HALO, SĄ WAKACJE i wracam do zabawy, jaką przynosi mi blogowanie.:)

Oprócz tego chciałabym was zaprosić na nowego bloga, z moim autorskim opowiadaniem, więc właźcie szybko! 
i coś nowego!!!! wattpad: [AUTODESTRUKCJA LINKU ZA 30 SEKUND] 

***

*cmokanie ( jeśli wiecie o co mi chodzi :D)
*chloroform - pochodny metanu, stosowany do głębokiej narkozy



21 komentarzy:

  1. No nareszcie! Cieszę się, że wróciłaś. Nareszcie dowiem się co dalej! Rozdział zajebisty...tylko szkoda, że ma takie.zakończenie. Ja chcę wiedzidć co dalej, więc spinaj pośladki kochana i przetłumacz dalej! Nie mogę się doczekać. Kocham! ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. spinam, spinam! cieszę się, że mam Was i Kinię u boku i zamierzam razem z nią skończyć to opowiadanie! :) buziaki xo

      Usuń
  2. Dzięki za rozdział. Czekam na następny. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział, czekam na następny: ***

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie moglem sie doczekac

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest niesamowite, nie wiedziałam czy wgl będziesz kończyć to opowiadanie ;(

    OdpowiedzUsuń
  6. Dodawaj szybko następny, tyle czekaliśmy

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział miałam ciarki jak go czytałam ;) dzięki ze tłumaczysz

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak sie ciesze ze wracasz! Czekam z niecierpliwoscia na nowy xx

    OdpowiedzUsuń
  9. świetny jest,mam nadzieję że uciekną stamtąd

    OdpowiedzUsuń
  10. ��������

    OdpowiedzUsuń
  11. zaczyna sie robić gorąco

    OdpowiedzUsuń
  12. O mój Boże! Jakie emocje :D
    Rozdział jak zawsze idealny. <3 Dziękuję za przetłumaczenie. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. To opowiadanie jest cudowne! Płaczę za każdym razem, gdy jest kolejny rozdział. Pisz dalej kochana! Błagam!!!! *.*

    OdpowiedzUsuń
  14. Szczerze mówiąc pogubiłam się już w całym opowiadaniu,przez te przerwy,ale dzisiaj je nadrobię:) rozdział świetny jak zwykle!

    OdpowiedzUsuń
  15. 20 komentarz więc jutro nowy rozdział? Hahahah tłumacz dalej kochana, bo bez cb nie możemy żyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Mam nadzieję że wydostaną się od Cola. Nie mogę doczekać się następnego! x

    OdpowiedzUsuń

Followers